Ludzie Podróże

Krzysztof Borowiec i jego Słodko-Kwaśna Tajlandia

Skończył w tym roku 30-stkę. Urodził się i wychował w Bochni. Tu prowadzi swój od podstaw zbudowany biznes. Postawił stopę w kilkudziesięciu krajach. Podróżuje bez konkretnego planu, za to z aparatem którym łapie ulotne chwile i zatrzymuje je w kadrze. Dzieli się nimi z czytelnikami „BezOdbioru” – jego podróżniczego profilu na FB. Dokłada do tego zamknięte w słowach barwy, zapachy, cały klimat danego miejsca w którym przebywa. Przenosi czytelnika w swój świat, który dzieje się „tu i teraz” podczas kolejnej z jego barwnych podróży. Nazywają go „człowiekiem inspiracją”. Podążając kolejnymi wpisami Krzysztofa Borowca na jego Facebooku, ma się wrażenie podróżowania u jego boku. Kilkanaście dni temu wrócił z dwumiesięcznego  pobytu w Tajlandii. Tak odległej, a równocześnie tak bliskiej jego sercu.

Podczas każdego z krótszych czy dłuższych wyjazdów Krzyśka, najważniejsi są dla niego ludzie. Tak też opisuje każdą ze swoich podróży. Przez ich pryzmat. „Gdy zapytasz mnie np. o Izrael, odpowiem ci Ira i Natasha, jak zapytasz USA odpowiem Mike czy Miles, bo to oni pierwsi pojawiają się w mojej głowie na wspomnienie tego kraju” – mówi. Z Tajlandią jest tak samo.

2016-05-26_krzysztof-borowiec-2Nam to azjatyckie państwo jawi się jako egzotyczny raj z białymi plażami, palmami malowniczo chylącymi się ku turkusowemu morzu i wypoczynkiem na leżaku. Iście perfekcyjny obrazek, niczym z błyszczącego katalogu biura podróży. Jego Tajlandia ma więcej kolorów niż biel i turkus. Więcej smaków i aromatów. Wszystko to dzięki dziesiątkom ludzi, którzy swoją obecnością napisali scenariusz jego dwumiesięcznej przygody.

Tajlandia – od pękającego w szwach 9-cio milionowego Bangkoku, po sielskie rolnicze prowincje do których biały człowiek z założenia się nie zapuszcza, bo nie ma tam plaż, ani kurortów. Ale są ludzie. A ich właśnie nasz podróżnik jest najbardziej ciekaw.

Słodko.

Nie może być inaczej, jeśli w środku ponurej lutowej zimy panującej właśnie w Polsce, po kilkunastogodzinnym locie lądujesz w rozgrzanym Bangkoku. Stolicy Tajlandii, którą Krzysiek nazywa „przerażającą, ogromniastą bestią”. Coś w tym jest. Pierwszy krok z klimatyzowanego lotniska, w uliczny, parujący od gorąca i wypełniony ludźmi zgiełk – daje wrażenie „pożerania”. Wydziela adrenalinę i co ciekawe – budzi na twarzy uśmiech. Szczególnie jeśli wszyscy uśmiechają się do ciebie. To domena Tajów. Dodatkowo ich niezwykłe opanowanie, przyjmowanie życia takim jakie jest.  Celebrowanie chwil w towarzystwie najbliższych, o których bardzo dba się w tym azjatyckim kraju pozbawionym wsparcia emerytalnego czy zdrowotnego…

2016-05-26_krzysztof-borowiec-5To uderza Krzyśka najbardziej. Jaskrawy kontrast pomiędzy tym co zostawił w Polsce – pośpiechem, stresem, ludzką nieżyczliwością – a radością życia jaka panuje wśród mieszkańców Tajlandii. Szybko się to udziela. Jeszcze szybciej jeśli żyjesz z nimi na co dzień. Tak jak Krzysiek. Dzięki serwisowi Couchsurfing – żył, spał, jadł i dzielił swój czas w towarzystwie Tajów którzy zgodzili się być jego gospodarzami, czy kompanami podróży. Ideą Couchsurfingu jest ugoszczenie podróżników w swoim domu, przybliżenie im swojego kraju, spędzanie z nimi wolnego czasu. To nie serwis oferujący darmowe noclegi. To furtka do najlepszego sposobu na podróżowanie – poprzez poznawanie prawdziwego życia mieszkańców.

Nie będzie ani cienia przesady gdy napiszę, że wśród hostów (osoba goszcząca podróżnika) w Tajlandii – Krzysiek odnalazł swoją bratnią duszę. Nić porozumienia z Niponem mieszkającym w Bangkoku, od pierwszych momentów było bardzo silna i przyciągała Krzyśka z powrotem, aż trzy razy! Bo właśnie tyle razy wracał do domu Nipona z odległych zakątków Tajlandii. A zwiedził ich sporo.

W wiosce Buri Ram łowił ryby z mieszkańcami. Wspólnie z nimi przygotowywał posiłki i pracował na polach uprawnych. Uczestniczył w obrzędach „Great Buddha Day”. Z dziećmi z wioski Si Lam chodził po drzewach i bawił się w chowanego. Jadł lokalne, intrygujące przysmaki jak sałatka z mrówkami czy zupa z lotosu. Podróżował autostopem, bywało, że jako czwarty pasażer na skuterze. Miejsca w które trafiał miały wspólny wyznacznik – nie były turystyczne. Od tego stronił. Nie zwiedzał Tajlandii – on tam żył. I to jak!

2016-05-26_krzysztof-borowiec-4Kwaśno.

Poznał dziesiątki osób które rzuciły utarty tryb życia i ryzykując pozornie dużo, przeprowadziły się do Tajlandii. Byli wśród nich również Polacy, którzy wywrócili swój świat do góry nogami, jak sami twierdzą – zdecydowanie na lepsze. Rozmawiał z ludźmi. Inspirował, równocześnie czerpiąc inspiracje dla siebie. I zarażał odwagą do swojego niekonwencjonalnego podejścia do podróży, wszystkich którzy towarzyszyli mu w niej na „Bez Odbioru”.

2016-05-26_krzysztof-borowiec-3„Nie chcę gloryfikować Tajlandii, ale jest to takie miejsce na świecie, w którym mógłbym żyć” – tak Krzysiek podsumowuje swoją dwumiesięczną podróż po tym kraju, zaszczepiając myśl, że czas spędzony tam był początkiem czegoś większego. Powrót do domu był konieczny, ale nie był z gatunku tych wyczekiwanych z utęsknieniem. To odkrywa prawdziwą duszę podróżnika. Krzysiek tęsknił za rodziną i znajomymi tak samo jak tęskni teraz za ludźmi z którymi zżył się bardzo mocno, a którzy zostali w Tajlandii. Za słońcem, przepysznym jedzeniem, a przede wszystkim za atmosferą tego miejsca. Pozbawioną pędu i materializmu, a wypełnioną czasem dla drugiego człowieka. Tęskni za Tajlandią o jakiej się u nas nie mówi. Bo Tajlandia to nie tylko niskie ceny, rajskie wyspy i  czerwone dzielnice Bangkoku. To miejsce, w którym radość życia to nie tylko frazes. To uczucie z którym zaczynasz każdy dzień na pierwszym biegu i tak powoli cieszysz się każdym momentem nie przyśpieszając. To coś o czym Europa już dawno zapomniała.


 

O podróżach Krzysztofa Borowca przeczytacie więcej na jego fejsbukowym profilu BezOdbioru.