Ludzie Sport

Bo-Glass Team – Bochnianie z benzyną we krwi!

Czwartą edycję Rajdu Ziemi Bocheńskiej ukończyli w klasyfikacji generalnej na 4. miejscu – najwyższej pozycji z wszystkich startujących, bocheńskich załóg. Ale to nie jedyne ich osiągnięcie podczas tej imprezy, która zaliczana jest do cyklu Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Śląska. Najszybszym przejazdem oesu nr 1 w Łapanowie, wywalczyli nagrodę specjalną im. Janusza Kuliga, którą odbierali na Rynku Głównym w Bochni z nieukrywanym wzruszeniem i ogromnym zaskoczeniem, bo jak sami przyznają – byli tak skupieni na dobrym występie, że jakoś ominęła ich świadomość tego, że wykręcili najlepszy czas odcinka…

Patronem zapewniającym bezpieczeństwo kierowców oraz ich szczęśliwie dotarcie do celu, jest Św. Krzysztof, a tak się składa, że nasi bocheńscy kierowcy rajdowi to jego imiennicy –  Krzysztof Rybka oraz Krzysztof Grzesik. Dodając dwa do jednego, a raczej jednego świętego Krzysztofa i dwóch tych niekoniecznie świętych Krzyśków, uzyskujemy całość – załogę samochodu rajdowego w postaci jego kierowcy i pilota. Tandemu zazębiającemu się jak dobrze naoliwiona maszyna; ten pierwszy wie jak jechać, bo ten drugi mu to dyktuje. Z kolei dodatkowy palec boży, który czuwa nad nimi – również się przydaje, szczególnie gdy rozwijane prędkości sięgają 180 km/h…

Benzyna we krwi

Jeszcze całkiem niedawno rajdy oglądali zza taśm bezpieczeństwa, oddzielających kibiców od rozpędzonych na trasie rajdówek. Krzysztof Grzesik swoją pasję do rajdów samochodowych rozwijał latami i równie długo może o tym opowiadać. Częste wyjazdy na rozmaite eliminacje Mistrzostw Polski czy Europy, towarzystwo osób obracających się w tym temacie, stała obecność rajdówek w jego otoczeniu – do których wsiadał, zawsze na prawym fotelu i czuł, że właśnie tu jest jego miejsce. Nie mylił się. Jako licencjonowany pilot rajdowy nie musi już podsiadać obcych foteli – ma własny.

Z Krzyśkiem Rybką było inaczej. Przeznaczenie czaiło się za rogiem, a dokładniej to za płotem, za którym po sąsiedzku mieszkał wielokrotny mistrz rajdowy rożnych klas, Michał Bębenek. Obserwując jego dokonania, zamarzył sobie, że i on włoży pewnego dnia rękawice i rajdowy kask. Przez pewien czas w szlifowaniu pasji pomagała mu jedynie kierownica z… konsoli Playstation. Porzucił ją w momencie, gdy zasiadł za kółkiem swojego pierwszego auta rajdowego, któremu daleko było do tego, którym jeździ obecnie, ale dla młodego chłopaka był to ogromny krok w realizacji marzeń.

Kolejną cegiełkę ku temu dołożył los, który postawił na drodze Krzyśka… Krzyśka Grzesika, jego obecnego pilota. Nie ukrywa on, że rola jaką pełni jest zdecydowanie drugoplanowa, bywa również, że niewdzięczna, bo to przecież kierowca wykręca czasówki, kierowca w przypadku dobrych wyników – błyszczy w blasku fleszy i zbiera laury. Jak mówi – „Każdy kto chce być pilotem rajdowym, musi odpowiedzieć sobie na pytanie czy odpowiada mu bycie z boku. Mnie to absolutnie nie przeszkadza. Od zawsze to właśnie funkcja pilota bardziej mi imponowała.”

4 Rajd Bocheński

Jeszcze rok temu, ich udział w bocheńskim rajdzie ograniczał się do jazdy jako załoga samochodu funkcyjnego, tzw. zerówki, czyli auta, które poprzedza główną stawkę i ma na celu sprawdzenie trasy przed startem odcinka. W tym roku duet Grzesik&Rybka pojawił się na liście startowej zawodników, która obejmowała imponującą ilość 80 załóg. Gdy pytam ich czy pomógł w tym talent, upór, a może jeszcze coś innego – odpowiadają zgodnie, że nie byłoby ich tam gdyby nie jeden, wyjątkowy człowiek. Potocznie nazywa się go sponsorem, ale w przypadku bocheńskich zawodników, to ktoś więcej. Bochnianin, Robert Kaczmarczyk, bo o nim mowa – to ojciec chrzestny ich kiełkującego sukcesu.

Uwierzył w ich talent i ubrał w barwy swojej firmy, tym samym tworząc zespół Bo-Glass Team. Ciekawostką jest to, że Robert Kaczmarczyk jest również pracodawcą „Krzyśków”, jak sami o sobie mówią. Gdy odbierali nagrodę specjalną im. Janusza Kuliga, tzw. ”gwiazdę” która wręczana jest od drugiej edycji bocheńskiego rajdu – byli szczęśliwi i dumni. Gdy chwilę później Robert Kaczmarczyk gratulował im wyniku słowami – „Spełniło się jedno z moich marzeń” – wiedzieli, że wygrali o wiele więcej niż błyszczącą pamiątkową statuetkę. Jak mówią – „To była TA chwila”…

Lewy maks ciąć!

Ten rok dla załogi Bo-Glass Team to pierwsze starty w poważniejszych rajdach. Krzysiek Grzesik mówi wprost – „Dotychczas jeździliśmy w rajdach amatorskich do trzeciego biegu, a teraz gdy piąty bieg jest odkręcony na maksa, a ja muszę przeczytać ‘sześć plus prawy śmiało’, to robi się fajnie”. Dużo większe prędkości, wyższy stopień trudności tras, poważniejsza konkurencja – to motywuje, ale również pozostawia w tyle głowy świadomość tego, że żarty się skończyły, a to z kolei generuje stres.

„Stres jest ogromny, tuż przed rajdem mam z tym spory problem. Puszcza mnie dopiero w momencie odliczania ostatnich 5 sekund do startu.” – przyznaje rozbrajająco Krzysiek Rybka. Na odcinkach zapoznawczych pilot musi zapisać w komendach całą trasę, nie popełniając żadnego błędu, bo może to kosztować całą załogę dużo więcej niż tylko rozbity samochód. Kierowca z kolei musi przejechać odcinek „bez odpuszczania”, z maksymalnym skupieniem i z zaufaniem do pilota, że ten prawidłowo podyktuje mu trasę. Nie ukrywają również, że strach nie jest im obcy. „Po jednym z ostatnich rajdów, musieliśmy zmodyfikować wnętrze naszej rajdówki, bo od odruchu hamowania połamałem plastikowe elementy na których trzymam stopy” – śmieje się pilot Krzyśka Rybki.

Kierowca rajdowy i jego pilot są zależni od siebie, a najlepiej opisują to słowa utytułowanego, polskiego kierowcy rajdowego Michała Sołowowa, które padły z jego ust, a jakie przytacza Krzysztof Grzesik: „Owszem, to Ja kieruję samochodem, ale gdy wypadamy z trasy, to robimy to razem”.

logo