Podróże

Bochnianin wyrusza po kolejny szczyt Korony Ziemi!

Do sięgnięcia po Koronę Ziemi brakuje mu już tylko trzech koronnych szczytów. Ma za sobą m.in. wyczerpujący trekking na Piramidę Carstensza (4884 m n.p.m) w Nowej Gwinei, mordercze starcie z Aconcagua ( 6962m n.p.m.) w Ameryce Południowej, czy miesięczny pobyt na Antarktydzie, gdzie udało mu się zdobyć Masyw Vinsona (4897 m n.p.pm). Właśnie startuje kolejna wyprawa, podczas której bochnianin – Szczepan Brzeski, zdobywać będzie najwyższy szczyt Ameryki Północnej jakim jest Mount Denali (dawniej Mount Kinley) o wysokości 6194 m n.p.m.

Legenda polskiego alpinizmu, Jerzy Kukuczka pytany o sens chodzenia po górach, odpowiadał: „bo są”. Gdy pytam Szczepana jak często słyszy to pytanie – okazuje się, że sporadycznie. Na szczęście góry to pasja wielu osób i gdy ktoś choć raz spróbuje to często w nie wraca. Magia gór jest dla każdego, bez względu na to, czy są to wysokie Himalaje czy nasze piękne, nieco niższe Tatry. Szczepan chodzi po górach, wspina się w podkrakowskich skałkach i uczestniczy w biegach miejskich i górskich. Tam spotyka podobnych do siebie zapaleńców.

Ma również szczęście dzielić swoją miłość do gór ze swoją ukochaną – Sylwią Bajek, która także wyrusza na Alaskę, aby wspólnie z nim postawić stopę na śnieżnym szczycie Denali.

2016-06-03_szczepan-brzeski-02

Korona Ziemi

Jako pierwszy terminu „Korona Ziemi” użył w drugiej połowie XX wieku – amerykański biznesmen oraz miłośnik gór Richard Bass, słynący z głowy do interesów. Stanowi to wspólny mianownik ze Szczepanem, który zawodowo zajmuje się finansowaniem i doradztwem dla firm. Ta „głowa” przydaje się również w alpinizmie, bo oprócz świetnego przygotowania kondycyjnego, to właśnie ten aspekt jest najważniejszy w zdobywaniu poszczególnych szczytów należących do Korony Ziemi.

Na początku koronnych szczytów było siedem, dokładnie tyle co kontynentów i każdy był najwyższą górą danego kontynentu. Z biegiem czasu zrodził się spór geograficzny i do listy dołączyły dodatkowe dwie nazwy – Elbrus oraz Piramida Carstensza. Jako pierwszy Koronę Ziemi (z 7-mioma szczytami) zdobył wymieniony już, Richard Bass. Ostatni szczyt udało mu się zdobyć 30 kwietnia 1985 roku. Od tego czasu po Koronę Ziemi sięgnęło około 380 wspinaczy (dane do 2015 włącznie). Szacuje się, że wśród Polaków którzy dokonali tego wyczynu jest około 20 osób przy czym tych z pełną listą 9-ciu szczytów, jedynie kilkanaście. Czy Szczepan Brzeski powiększy to grono? Do zamknięcia puli zostały mu dwa najtrudniejsze szczyty Korony – Mount Denali na Alasce, Mount Everest w Nepalu oraz ten najłatwiejszy z całej Korony, Góra Kościuszki, najwyższy szczyt Australii. W kontraście do imponujących szczytów, jakie zdobył już Szczepan – Góra Kościuszki wydaje się być banalna, ale bagatelizować gór nie można, one tego nie wybaczają.

2016-06-03_szczepan-brzeski-05

Dziewięć stopni do sukcesu

Dziewięć szczytów Korony Ziemi to dziewięć indywidualnych wypraw, z których każda kolejna różni się diametralnie od poprzedniej. Stopień trudności rośnie nie tylko w miarę wysokości kolejnych szczytów. Którą z tych odbytych wypraw Szczepan Brzeski wspomina jako najtrudniejszą i dającą najmocniej „w kość”? „Zdecydowanie atak na najwyższy szczyt Andów, argentyńską Aconcaguę” – odpowiada bez wahania. Natomiast, gdy pytam o tą, która była największą przygodą – Szczepan opowiada mi o Piramidzie Carstensza w Indonezji.

Pomimo, że Carstensz leży bardzo blisko cywilizacji, do podnóża najwyższego szczytu Indonezji można dotrzeć tylko na dwa sposoby – albo prywatnym helikopterem, albo w ciągu 10-cio dniowego, wyczerpującego trekkingu przez wilgotną, spowitą tropikalnymi upałami dżunglę Papui. Istnieje trasa, której pokonanie zajmuje kilka godzin, ale wiedzie ona przez największą kopalnię złota na świecie, do której wejście jest surowo wzbronione, a złamanie zakazu – karane więzieniem.

Po przedarciu się przez dżunglę, czekał na Szczepana upragniony moment – atak szczytowy. Musicie wiedzieć, że Carstensz to nie tylko trudno dostępna góra, ale pod względem technicznym i wspinaczkowym – najtrudniejszy szczyt z całej Korony Ziemi. A czy również tak wyczerpujący jak trekking do jego podnóża? Szczepan zaskakuje – „Po zejściu chcieliśmy iść jeszcze raz, bo tak nam się ta wspinaczka podobała”. Nawet ze świadomością, że trzeba pokonać z powrotem wymagającą drogę przez dżunglę…

Na szczycie

Według trzech zasad alpinizmu zawsze jest dalej niż wygląda, zawsze jest wyżej niż wygląda i oczywiście zawsze jest trudniej niż wygląda. Nagrodą za te trudy jest dotarcie na szczyt. Jak mówi Szczepan – „Radość jest ogromna, nie czuć nawet kilkudziesięciostopniowego mrozu i chociaż przebywam tam godzinę, albo i dłużej – mam wrażenie, że minęła dosłownie chwila”. Ale nie myślcie, że to wejście jest najtrudniejszym etapem wspinaczki, bo niby zejść w dół jest o wiele łatwiej. „Nic bardziej mylnego. Człowiek po osiągnięciu celu traci koncentracje, jest bardzo wyczerpany, wybija się z rytmu. Najwięcej tragicznych wypadków ma miejsce właśnie przy zejściu do bazy” – tłumaczy Sylwia.

2016-06-03_szczepan-brzeski-03

Wie co mówi. Kilkanaście dni temu, wraz ze Szczepanem zdobyła dwa himalajskie szczyty – Pokalde (5693 m n.p.m.) oraz Island Peak (6188 m n.p.m.). Wyprawa do Nepalu wiązała się z przygotowaniami kondycyjnymi do ataku Mount Denali na Alasce, drugiego najtrudniejszego szczytu w Koronie Ziemi, oczywiście zaraz po Mount Everest. Czego boi się najbardziej? „Chyba tego czy po prostu dam radę. Czy będę na tyle fizycznie przygotowana, żeby sprostać temu co czeka nas podczas wejścia” – przyznaje Sylwia.

Kolejny krok – Denali

Na Alasce będzie ich troje; Sylwia, Szczepan oraz ich wspólny kolega – Samuel. Nie korzystają z usług przewodników, są zdani tylko na siebie. Śmieją się, gdy mówią – „Jakoś znajdziemy wydeptaną ścieżkę na szczyt”. Denali można zdobywać jedynie przez krótki okres w roku, właśnie w czerwcu, gdyż z racji ciężkich warunków pogodowych jedynie ten miesiąc umożliwia alpinistom wejście na szczyt. Dlatego też Sylwia ze Szczepanem spodziewają się, że śmiałków na starcie się z Denali będzie sporo, co nie oznacza, że będzie z tego powodu łatwiej.

Linia głębokiego śniegu, którą napotkają od samego początku wyprawy, bardzo niskie temperatury, przenikliwy wiatr, największa na świecie deniwelacja (różnica wysokości między podnóżem, a szczytem) wynosząca około 5300-5900 metrów oraz wędrówka z saniami wypełnionymi prowiantem – to wszystko pokazuje z czym będą musieli się zmierzyć. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo, a przecież im trudniej po drodze, tym lepiej smakuje finał, dosłownie i w przenośni. Bo jak mówi Szczepan – „Nie zdajesz sobie sprawy jak po zejściu ze szczytu smakuje zwykła herbata czy kawałek pomarańczy. Nie da się tego opisać…

2016-06-03_szczepan-brzeski-01