Sport

Zostać człowiekiem z żelaza. Bochnianie w zawodach „Ironman”

Darek i Piotrek na mecie tegorocznej "połówki" Iron Mana w Gdyni. Teraz czas na ostateczne wyzwanie...

Dwóch bochnian chce wystartować w przyszłorocznej, hiszpańskiej edycji słynnego „Ironmana”. By zostać „człowiekiem z żelaza” trzeba po przepłynięciu 3,8 km, przejechać na rowerze kolejne 180 km, by na koniec przebiec jeszcze maraton, czyli ponad 42 km… To nie są zawody dla zwykłego śmiertelnika…

Darek Maszewski (38 lat) i Piotr Ogiński (39 lat) na co dzień pracują na bocheńskiej pływalni. Prowadzą też swoje firmy oferujące zorganizowany aktywny wypoczynek dla grup dziecięcych i młodzieżowych. Można więc śmiało powiedzieć, że ich życie ściśle związane jest ze sportem oraz aktywnością fizyczną.

Dwa lata temu ubzdurali sobie, że wystartują w triatlonie. Po 8 miesiącach treningów zadebiutowali w zawodach w Radłowie: to było pływanie-rower-bieganie, ale na dystansach stanowiących 1/4 IronMana. W tym roku już takich startów zaliczyli w sumie cztery, ale oprócz „ćwiartek”, była też „połówka” – w sierpniu, w Gdyni, ukończyli 1/2 Iron Mana. To jedyne w Polsce zawody pod patronatem tej słynnej marki, a udany start otworzył formalną możliwość ubiegania się o udział w przyszłorocznych zawodach w Barcelonie (bo dostać się tam, to nie taka prosta sprawa).

Trzeba będzie jeszcze wpłacić po 600 euro wpisowego, ale decyzja już zapadła. Teraz pozostały tylko treningi – bo człowiekiem z żelaza nie zostaje się tak po prostu, z marszu, i naprawdę trzeba się do tego solidnie przygotować.

Wyobraź sobie drogi Czytelniku swój udział w takich zawodach. Najpierw czeka Cię 3,8 km pływania. To „tylko” 152 długości bocheńskiego basenu. Choć warto zaznaczyć, że będzie „mała” różnica: zawody rozgrywa się na otwartym akwenie, a konkretnie w morzu. Czyli dojdzie walka z falami (kto dziś wie, czy tego dnia morze będzie spokojne…?). No i kąpiel w słonej wodzie.

Potem przesiadka na rower i 180 km pedałowania. Zawodnicy nie mogą sobie pomagać – żadnego „holowania”, czy nawet jazdy za kolegą celem zmniejszenia oporów powietrza. Walczysz sam i koniec. A po zejściu z siodełka pozostaje już „jedynie” przebiec dystans maratoński, czyli ponad 42 km. Jeśli dasz radę dotrzeć do mety, najpewniej usłyszysz spikera, który wykrzyczy ci przez głośniki „You are Ironman!”.

Ale jest duża szansa, że będziesz tak zmęczony, że nie usłyszysz niczego. W skrajnym przypadku Twój finisz może wyglądać tak:

Bochnianie już rozpoczęli przygotowania. Trenują 6 razy w tygodniu. – Okres jesienno-zimowy to będzie głównie siłownia i basen oraz tzw. „zakładki” czyli np. po pływaniu od razu jeszcze jakiś bieg lub jazda na rowerze – wyjaśnia Darek. A Piotr dorzuca: – Sukcesywnie będziemy przygotowywali się do wysiłku na zawodach. Sezon jest długi, nie możemy zacząć za mocno, trzeba to robić z głową, no i za wszelką cenę unikać kontuzji.

Gdy pytam jaki zakładają czas dotarcia do mety, na ich twarzach pojawiają się rozmarzone uśmiechy. – Uff… 11 godzin byłoby super, ale wiem, że to będzie masakrycznie trudne – mówi Darek. Patrzę pytająco na Piotra: – Może 11,5 godziny…? Wszystko to co poniżej, to będzie wielka radość. Za chwilę jednak reflektują się i dodają, że bez dobrego przygotowania, to nawet nie ma mowy o ukończeniu rywalizacji.

„11 godzin”… Nagle uświadomiłem sobie kolejną trudność tych zawodów. Fizjologiczną.

Odżywianie nazywane jest czwartą dyscypliną w triatlonie potwierdza moje domysły Tomasz Głód (nomen omen), jedyny człowiek z Bochni, który ukończył zawody pod szyldem Ironmana (choć należy dodać, że w tym roku triatlon na tych dystansach, choć nie pod znaczkiem IM, zaliczyły jeszcze dwie osoby z Bochni: Rafał Hełmecki i Marcin Kusiak – szacun!). Tomek został człowiekiem z żelaza w 2010 roku, na zawodach w Klagenfurcie. – Biorąc pod uwagę, że przy wysiłku spala się około 700 kcal na godzinę, to łatwo policzyć, że w czasie zawodów będzie to jakieś 7-8 tys. kcal. Organizm nie ma takich zapasów, trzeba je na bieżąco uzupełniać: izotonikami i żelami energetycznymi. Umiejętność ich stosowania i przyzwyczajenia do nich organizmu jest absolutnie kluczowa przy wielogodzinnych zawodach – zaznacza.

Tak, przyswajania tych specyfików też trzeba się nauczyć, żeby udziału w zawodach nie zakończyć z kłopotami żołądkowymi na jednej ze stref z toi-tojami.

Darek i Piotrek mogą oczywiście liczyć na podpowiedzi bardziej doświadczonych kolegów z „bocheńskiej grupy triatlonowej”. W środowisku wszyscy doskonale się znają, wzajemnie motywują i kibicują podczas startów.

14800872_1830559337178772_1189725188_n
Bocheńscy triatlonowcy. Od lewej: Piotr Ogiński, Maciej Nosek, Tomasz Głód (Ironman), Sebastian Chwastek, Dariusz Maszewski, Marcin Kusiak i Rafał Hełmecki (dwaj ostatni zaliczyli pełny triatlon).

Zawody w Barcelonie odbędą się 1 października 2017 roku. Bochnianie wystartują w barwach biura podróży „FUN CLUB” z Poznania, które pomoże także ogarnąć sprawy logistyczne związane z podróżą i zakwaterowaniem na miejscu zawodów.

Tak wyglądały zawody w Barcelonie w tym roku:

Przygotowania chłopaków można śledzić na Facebooku TUTAJ. Natomiast grupa Triathlon Team Bochnia relacjonuje swoje starty TUTAJ.

Najstarszym zawodnikiem, który ukończył dystans Ironman jest Amerykanin Lew Hollander. Uczynił to na Mistrzostwach Świata 2012 na Hawajach w wieku 82 lat.

Jedną z najbardziej poruszających i chwytających za serce historii związanych z „Ironman” jest wspólny start w zawodach ojca z niepełnosprawnym synem. Dick Hoyt płynąc ciągnął za sobą syna w pontonie, w koszu wiózł go na rowerze, a w trakcie maratonu pchał specjalny wózek, w którym znajdował się Rick.